3 października 2020

Pieluchowy zawrót głowy :)

 Podobno pieluchy jednorazowe zajmują około 4% ogólnej masy odpadów na składowiskach.

Mają w sobie wiele substancji chemicznych. W tym poliakrylan sodu, substancję niebezpieczną....
Czy jestem bez winy? Nie, bo Absorbery były pieluchowane jednorazówkami, tetrowanie raz wychodziło, raz nie. 
Cieszę się, że ogarnęła mnie pełna determinacja i przy trzecim Absorberze działamy z wielorazówkami. 

Temat jest szeroki i kolorowy, jak cały świat tych pieluch. 
Te 9 lat temu nie było takiego wyboru. Teraz- chyba nie jestem w stanie policzyć polskich firm szyjących otulacze, wypełnienia i całą gamę akcesoriów do wielopieluszenia :)  Do tego wiele zdolnych mam to robi i sprzedaje. 

Do wypełnienia, jako pochłaniacz sików i spraw grubszych są klasyczne tetry o różnej gramaturze, ale i wkłady z włókna konopnego, bawełny czy bambusa. Można też skorzystać z mniej przyjaznych naturze - np.  z polarem. 
Wszystko to trzymają otulacze. Z PULu- mniej "eko", bo to sztuczniak, albo wełniane. 
Póki co używamy pulowych. Dwa wełniane czekają na pranie i lanolinowanie. 

W porównaniu z dawnymi czasami, współczesny rynek pieluch wielorazowych jest już bardzo rozdęty, a wzory na otulaczach- czasem po prostu wprawiają w zdumienie (radosne z resztą) :) 


Otulacze od Lulli





Jakie są plusy używania pieluch wielorazowych według mnie?

Prócz aspektu niedokładania się z ciężko rozkładającymi się pieluchami (leżą paręset lat na wysypiskach) dochodzi chyba ten, który dla rodziców powinien być ważny- zdrowie dziecka. 
A tetra czy wkłady oparte na naturalnych włóknach są zdecydowanie lepsze dla delikatnej skóry dziecka.

Zakup wielorazówek i wkładów to mniejszy wydatek na czas pieluchowania niż zakup "pampersów". 
Podobno prawda, choć jak popatrzeć na ceny otulaczy...można odnieść wrażenie, że nie. ;) 

Kiedyś usłyszałam, że pieluchując tetrą, ograniczam czas dla dziecka i poświęcam pieluchom. 
Kupa prawda. 
Czasy tarki i wypraw nad rzekę z kijanką już dawno minęły i chyba każdy posiada pralkę. 
Ja piorę co dwa dni. Zwykle jest to około 20 pieluch plus wkłady, formowanki (uformowane pieluszki, które zakłada się zapinając, pod otulacz). 

Czy tracę czas i przeznaczam go na pieluchy? Nie. Na dodatek częste wizyty na przewijaku są okazją do gaworzenia, śmiechów i zabaw z Młodym. 

Co jest fajnego w tym, że pieluchujemy wielorazówkami? Oprócz wspomnianych także to, że wybierajac produkty polskie wspieramy naszych wytwórców. A najczęściej to małe firmy. 
Niejednokrotnie zakup wiąże się ze szczególną troską o klienta. Dostajemy fajnie zapakowane paczki, często z odręcznie napisanym podziękowaniem. 




Dla mnie to ważne i ostatnio wolę dołożyć i kupić coś szytego u nas niż tzw. "Chinki". Zwłaszcza, że powinniśmy mieć świadomość z czym wiąże się niska cena. Zero poszanowania środowiska, a także pracowników. 

A że każdy przedmiot niesie za sobą energię tych, którzy go dotknęli czy wykonali- sami odpowiedzmy sobie co jest dla nas najlepsze. 


20 marca 2020

Dokąd zmierzamy?

Nie będzie o lęku, o dramatach, o chorobach.

To nie tak, że nie przejmujmy się. Bądźmy rozważni. 
Dbajmy o siebie i bliskich, o zwierzęta też, o Naszą Matkę Naturę. 

Nic nie poradzę, że kiedy odrzucę teorie, że wprowadzenie wirusa było celowe antropogeniczne...myślę o tym, jak ta zmęczona swymi niedobrymi dziećmi Matka, chcąc zadbać o resztę potomstwa, musi znaleźć jakieś rozwiązanie.

Zło i złe emocje nie rodzą dobrych owoców. 

Ostatnimi czasy człowiek jako gatunek zdurniał totalnie. Zdurniał, bo stał się zachłanny. Na wszystko.
Zdurniały społeczeństwa, przez śmieciowe żarcie, nadmiar dóbr i konsumpcji. 
Zapomniał człowiek skąd się wywodzi.

Niektórzy nawet - jakby mogli- całkowicie zniszczyliby wszelkie ślady swego połączenia z Naturą. 

Takie wynaturzenie- w sensie odcięcie od Źródła to droga ku zagładzie. Własnego gatunku. 
Niestety innych też; przy okazji.

Patrzę za okno na drzewa, pomału budzące się do życia po okresie spoczynku, na ptaki budujące gniazda. 
Czuję, że każde z nich robi swoje. Do końca. I tu przejawia się mądrość natury.

 
Miewam myśli, że drzewa i cała przyroda wie i czuje nasze emocje- wszak jesteśmy jedną wielką Energią. 

Co czują inne gatunki? Pewnie ludzki strach, może agresję. 
Co mogą nam powiedzieć?
A cóż robiliśmy z chorobami zakaźnymi u zwierząt? Domowych, dzików? Skazywaliśmy zwierzęta na śmierć.


Czasem, gdy mam spokój w głowie, ale wkraczam w inny stan samopoczucia myślę, jak drzewa, ptaki czy cała reszta naszych Krewnych patrzą na nas. Co teraz zrobimy. Jak sobie poradzimy. Czy uniesiemy ten ciężar?


Dlaczego człowiekowi wydaje się, że powinien być wolny od chorób, traum, wymierania?
W czym jesteśmy lepsi? 


Gdybyśmy byli, otaczalibyśmy opieką swoją Matkę i swoich Krewnych- inne gatunki. A tak się nie dzieje. 
Po pewnym czasie, gdy zmalała ilość zakażeń w Chinach powrócono do okrucieństwa na bazarach mięsnych. 


W lasach nadal trwa rzeź drzew (tak, rzeź- drzewa są żywe), czy to w LP czy w ramach "normalnego" funkcjonowania ludzi. 

Drzewa przeszkadzają w budowie, w jeździe samochodem. 

Przeszkadzają ludziom wilki, bo polują na sarny i dziki. Także na niepilnowane zwierzęta domowe. 
Przeszkadzają bobry, które za darmo zwiększają małą retencję obszarów, od których zależymy my wszyscy.



Tak daleko niektórzy odeszli od korzeni, że nie widzą związku drzew, bobrów z istnieniem własnym. 
Ale, czegóż się spodziewać skoro wodę mają z kranu, a tlen z powietrza, a po resztę idą do marketu, bo Barbara i Marian wskażą im właściwy kierunek. 

Smutne to dla mnie. 
Nie rozpaczam, bo to mnie niszczy, a jestem w trakcie budowania. 
Nie chcę się osłabiać. 
I tego życzę wszystkim Dobrym Ludziom. 






19 lutego 2020

Aroma

Żyjemy poznając i czując świat zmysłami. 

Kojąco wpływają na nas barwy, dźwięki, dotyk, ale i zapachy. 
Choć nasze nosy nie są tak czułe jak innych zwierząt nadają życiu smaku (nawet dosłownie, bo przy katarze nawet najwybitniejszy kucharz jest mistrzem gotowanej tektury!) i radości.

Nie tylko stanowią miły dodatek do kuchni, naszego ubioru - w postaci perfum, działają informacyjnie - w przypadku zepsutych potraw pomagają uniknąć zatrucia, a przy śmierdzących ludziach- czasem uniknąć konfliktu lub problemów na całe życie! :) 

Wonie- syntetyczne lub naturalne tuszują inne zapachy; czasem zupełnie niepotrzebnie. Ciało człowieka umyte, z naturalnym zapachem to nie tylko fetysz. To podstawa do pierwotnego badania, poznania tej drugiej osoby, a przy zdaniu się na intuicję- pomaga poczuć czy z osobą tą połączy nas coś dobrego. 

Są i zapachy obrzydliwe, które wiemy, że nie wróżą nic dobrego, choć i tu zdania są podzielone. 
Mnie na przykład pachną pluskwiaki różnoskrzydłe ( o czym pisałam parę lat temu na Ostoi Tupai ), są amatorzy wąchania poduszek psich łap (pachną paluszkami słonymi, nieprawdaż?) , nie wspomnę o dziwnych filiach...ale nie o tym miałam zamiar. 

Od paru lat zapachy stanowią bardzo ważną część mojego życia. Wąchanie pomaga mi w ratowaniu się w przypadku spadku nastroju. Cóż, po prostu niektóre zapachy bardzo mnie nakręcają! Powodują typowego, głębokiego niucha i potem radość w środku wielką! 

Olejki eteryczne naturalne, bo tu je mam na myśli, działają na dodatek terapeutycznie w przypadku wielu chorób. Także nie tylko miło jest je wdychać, ale i leczymy się w ten przyjemny sposób. 
Wiele z nich ma właściwości aseptyczne (np. z drzewa herbacianego, szałwii, rozmarynu, pieprzowy), wiele z nich używam w mieszankach do inhalacji w stanach zapalnych gardła czy zatok. 

Świetnym rozwiązaniem do aplikowania olejków, prócz znanych chyba wszystkim kominków do olejków są dyfuzory ultradźwiękowe. 
Mam jeden i bardzo go sobie chwalę. 


Zdjęcie poglądowe z Internetu
Oferuje, prócz mgiełki olejkowej, pewne wrażenia wzrokowe; kolorki się zmieniają, można to polubić ;)

Oczywiście ceny olejków są różne. Ich jakość, można powiedzieć adekwatna do ceny. Ja nie popadam jednak w paranoję. Nie stać mnie na wysoką półkę. Niewiele olejków aplikuję na skórę ( w oleju bazowym). Żadnego jeszcze nie piję (choć i to oczywiście wchodzi w rachubę jak najbardziej).

Moimi faworytami i najczęściej kupowanymi i używanymi są:
- olejek z rozmarynu
- olejek cedrowy
- olejek miętowy i eukaliptusowy
- olejek geraniowy
ostatnio zaś mieszanina nakrapiana na poduchę do spania: melisowy, lawendowy i pomarańczowy.

Z olejkiem rozmarynowym mam tak jak koty z kocimiętką. Robię się miętka jak go wącham ! :)
Ma wiele zastosowań, służy w pielęgnacji włosów i skóry, jest olejkiem antycelulitowym, rozluźnia ciało i działa kojąco na nerwy, ale nie usypia. Uwielbiam go wąchać i mam go zawsze w zapasie. Używam go także do mydła glicerynowego do higieny intymnej.
Drugim jest olejek cedrowy. Nie lubią go owady. Oczyszcza atmosferę i aurę. Wspomaga leczenie bólu stawów i mięśni. Także można używać go w pielęgnacji skóry. Przez zawartość tujonu (terpenowy związek chemiczny) nie może być stosowany wewnętrznie przez ciężarne.

Olejki miętowy i eukaliptusowy to dwaj bracia, których także często używam. Ostatnio miętowy dodaję do olejku do masażu brzucha (działa przeciwświądowo). Obydwa lubię w ... cukierkach. Bardzo! Aż był moment, że obawiałam się, że jestem od nich uzależniona :)

Niedawno poznanym, choć o jego istnieniu wiedziałam, jest olejek geraniowy. Sięgnęłam po niego przez wzgląd na poszukiwania wzmocnienia moich niektórych czakr, a ten dość silnie związany jest z czakrą serca. Uspokaja, ale nie usypia. Koi napięcia i otwiera.

Olejków można używać do dezynfekcji. Przy namaczaniu pieluch tetrowych czy też wielorazowych podpasek.

Zapachy to także kadzidła. Od paru lat używam tych samych.
Lubię, najczęściej kiedy jestem sama w domu, bo nie każdy przepada. Kadzidła wprowadzają szczególną atmosferę, oczyszczają ze złej, zatęchłej energii.  Czasem używam ich w trakcie jogi, czasem po prostu kiedy czytam czy piszę lub maluję.
Mam swoje sprawdzone marki; nie są tanie, ale też nie drenują portfela aż tak bardzo, żeby nie pozwolić sobie na ich zakup co jakiś czas.



To wszystko odbywa się w pomieszczeniach zamkniętych. Jednak nie ma nic wspanialszego ponad zapachy natury na świeżym powietrzu. Olejki eteryczne z drzew iglastych czy też  rozgrzanych muraw z macierzanką, albo  ciepły, kumarynowy zapach nostrzyka na łące!
Ale, na te wrażenia trzeba nam jeszcze poczekać ;)











12 lutego 2020

Zwierzę

A jakie jest Twoje Zwierzę Mocy? 



...bo moim jest między innymi Koń.
Między innymi, bo nie tylko on. Jest i Wilk. Jest Krowa, jest Kot i jest też Pająk, Łoś.

Wiele można znaleźć w internecie na temat Zwierząt Mocy. Książek już może mniej, przynajmniej w naszym kraju, gdzie czerpanie z dawnej wiedzy, w otoczce tajemnicy i ekscytujących emocji bywa niekiedy trudne. Jeśli jednak poszukamy- znajdziemy.

Czym są Zwierzęta Mocy?
To nasi duchowi przewodnicy. Możemy spotykać je w snach, ale i na jawie.
Kontaktują się z nami, żeby wspomóc nas w codziennym życiu, natchnąć do zmian, pokazać inną stronę danej sytuacji.

Dawniej, kiedy ludzie mieli silny związek z Naturą, całkiem normalne było traktowanie zwierząt i roślin jak swoich braci, istoty współodczuwające.
Byliśmy od nich często zależni.
Polowaliśmy na nie, baliśmy się ich, obserwowaliśmy dla własnych korzyści. Było jednak uczucie współtrwania, wiedzieliśmy, że żyjemy w tym samym świecie, że należymy do siebie.
Szacunek był wpisany w tę koegzystencję.

Niestety wraz z rozwojem ludzkości, nastąpiło uprzedmiotowienie Przyrody, Zwierząt i Roślin. Człowiek oderwał się, mianując samowystarczalnym bytem, panem Ziemi.
Zapomnieliśmy o łączących na z Matką Ziemią więzach, a tym samym odcięliśmy od jej mocy. Także od siły, która mogą nam dać zwierzęcy przewodnicy.

Napawa optymizmem budzenie się wielu z nas z tego koszmarnego snu, jakim jest cywilizacja oparta na wyzysku słabszych; na plądrowaniu i niszczeniu, na kulcie pieniądza.
Droga długa, być może niepewna w skutkach, ale warto nią iść. Przynajmniej ja tak uważam.
Mamy wtedy lżejsze życie, obarczone mniejszym ciężarem przewinień wobec innych.

Jak znajdujemy własne Zwierzę Mocy?
W bardzo prosty sposób. To zwierzę, które jest naszym ulubionym, gdy często pojawia się w naszej przestrzeni choć początkowo nie jesteśmy z tego zadowoleni, albo wcale się tego nie spodziewamy. Czasem wypadki losowe stykają nas z określonym gatunkiem.


Czasem spotykamy je w snach.


Możemy też sami poszukiwać Zwierzęcia udając się w poszukiwaniu wizji.

Warto mieć z nimi kontakt. Pomagają nam one chronić naszą energię życiową, ostrzegają, pomagają zmieniać życie. 

Oczywiście można ten temat potraktować żartobliwie, uśmiechnąć się i skomentować, że to kolejna nowomoda...

Cóż. A czymże były rytuały Indian Północnoamerykańskich, kult zwierząt w innych zakątkach Ziemi?
Nic nie stoi na przeszkodzie by temat stał się nam bliski, bo to otwiera nas na nową jakość. Uwrażliwia, a tym samym daje moc. Moc, której nam tak potrzeba we współczesnym, zepsutym przez cywilizację ludzką świecie.

Aby zgłębić temat warto sięgnąć po literaturę.
Polecam książkę Jeane Ruland " Siła zwierząt". Autorka jest wykwalifikowanym doradcą życiowym z szamańskim i duchowym doświadczeniem.



Z polskich źródeł ciekawą pozycją jest "Przebudzenie lisicy" Dory Rosłońskiej. 
Autorka bazuje na Zwierzętach Mocy i opisuje swoją wędrówkę, w trakcie której czerpie natchnienie, emocje, radość i przemyślenia. Traktuje to jako podróż siebie- ale i Czytelnika wgłąb siebie.
Ku światłu, które każdy z nas ma, a nie każdy chce lub boi się odkryć. 

Mniej tu wskazówek jak pracować ze Zwierzętami Mocy, bo nie o to tu chodzi.
Więcej łatwo snującej się rozmowy z Tobą i Istotach, które mimo, że traktowane są przez nas - ludzi- okrutnie i bezwzględnie, chcą nam pomóc w dotarciu do własnego , lepszego Ja. 




5 lutego 2020

Utulenie


Wiele mam teraz myśli w głowie- tych, które są uporządkowane i tych, które czekają na ustawienie w rządku. Nie obsztorcowane, tylko wygładzone po główce i ukochane. Część nadal się kłębi; nieco chaotyczne, ale połączone głównym wątkiem jak lepkim spoiwem. 
Będzie dobrze i wszystko się ułoży w jasną całość. 

Co mnie uspokaja?
Dbanie o siebie.
Musiałam.
Wszystko wołało we mnie- przytul mnie, ukochaj!
I nie znaczy to, że miłości i empatii wkoło mi brak. Mam kochających małych i dużych i dają mi to odczuć. Z miłością do siebie bywa różnie. A jak spychamy ją głęboko, zapadając w masę czynności zastępczych- w końcu nie mamy czasu na zajęcie się sobą.

Kocham siebie tworząc między innymi przyjazną sobie przestrzeń. 
Nawet jeśli to będzie skrawek pokoju- biurko, fotel z lampą, gdzie czytamy ulubione książki.
Mnie potrzeba zapachów.


Dlatego od dłuższego czasu palę sporo kadzideł. Nie idę w ilość, ale jakość.
Uwielbiam te wonie, nastrajają mnie pozytywnie i sprawiają, że czuje się uziemiona, spokojna.

Mieć czas dla siebie. Na zaopiekowanie się, na zajrzenie w siebie, bez oceniania; bycie tu i teraz ze sobą. 
Na posmakowanie.
Nie ma to jak miód z własnej pasieki i chlebek życia (przepis u Agnieszki Maciąg: jest tutaj ).




Do pełni szczęścia, zwłaszcza, że walczę o odzyskanie witalności ciała, które odchorowuje lata zaniedbań, mam jeszcze jogę.
W miarę możliwości ćwiczę sama, ale niestety nie zawsze udaje się odizolować i móc w pełni skorzystać z jej dobrodziejstwa w domu. Zawsze coś mnie może rozproszyć, porwać na bok.
Dlatego wychodzę na zajęcia z domu.
Bardzo dobrze mi to robi i póki będę mogła, zamierzam cieszyć się jej mocą. 


Rysowała Absorberka