19 lutego 2020

Aroma

Żyjemy poznając i czując świat zmysłami. 

Kojąco wpływają na nas barwy, dźwięki, dotyk, ale i zapachy. 
Choć nasze nosy nie są tak czułe jak innych zwierząt nadają życiu smaku (nawet dosłownie, bo przy katarze nawet najwybitniejszy kucharz jest mistrzem gotowanej tektury!) i radości.

Nie tylko stanowią miły dodatek do kuchni, naszego ubioru - w postaci perfum, działają informacyjnie - w przypadku zepsutych potraw pomagają uniknąć zatrucia, a przy śmierdzących ludziach- czasem uniknąć konfliktu lub problemów na całe życie! :) 

Wonie- syntetyczne lub naturalne tuszują inne zapachy; czasem zupełnie niepotrzebnie. Ciało człowieka umyte, z naturalnym zapachem to nie tylko fetysz. To podstawa do pierwotnego badania, poznania tej drugiej osoby, a przy zdaniu się na intuicję- pomaga poczuć czy z osobą tą połączy nas coś dobrego. 

Są i zapachy obrzydliwe, które wiemy, że nie wróżą nic dobrego, choć i tu zdania są podzielone. 
Mnie na przykład pachną pluskwiaki różnoskrzydłe ( o czym pisałam parę lat temu na Ostoi Tupai ), są amatorzy wąchania poduszek psich łap (pachną paluszkami słonymi, nieprawdaż?) , nie wspomnę o dziwnych filiach...ale nie o tym miałam zamiar. 

Od paru lat zapachy stanowią bardzo ważną część mojego życia. Wąchanie pomaga mi w ratowaniu się w przypadku spadku nastroju. Cóż, po prostu niektóre zapachy bardzo mnie nakręcają! Powodują typowego, głębokiego niucha i potem radość w środku wielką! 

Olejki eteryczne naturalne, bo tu je mam na myśli, działają na dodatek terapeutycznie w przypadku wielu chorób. Także nie tylko miło jest je wdychać, ale i leczymy się w ten przyjemny sposób. 
Wiele z nich ma właściwości aseptyczne (np. z drzewa herbacianego, szałwii, rozmarynu, pieprzowy), wiele z nich używam w mieszankach do inhalacji w stanach zapalnych gardła czy zatok. 

Świetnym rozwiązaniem do aplikowania olejków, prócz znanych chyba wszystkim kominków do olejków są dyfuzory ultradźwiękowe. 
Mam jeden i bardzo go sobie chwalę. 


Zdjęcie poglądowe z Internetu
Oferuje, prócz mgiełki olejkowej, pewne wrażenia wzrokowe; kolorki się zmieniają, można to polubić ;)

Oczywiście ceny olejków są różne. Ich jakość, można powiedzieć adekwatna do ceny. Ja nie popadam jednak w paranoję. Nie stać mnie na wysoką półkę. Niewiele olejków aplikuję na skórę ( w oleju bazowym). Żadnego jeszcze nie piję (choć i to oczywiście wchodzi w rachubę jak najbardziej).

Moimi faworytami i najczęściej kupowanymi i używanymi są:
- olejek z rozmarynu
- olejek cedrowy
- olejek miętowy i eukaliptusowy
- olejek geraniowy
ostatnio zaś mieszanina nakrapiana na poduchę do spania: melisowy, lawendowy i pomarańczowy.

Z olejkiem rozmarynowym mam tak jak koty z kocimiętką. Robię się miętka jak go wącham ! :)
Ma wiele zastosowań, służy w pielęgnacji włosów i skóry, jest olejkiem antycelulitowym, rozluźnia ciało i działa kojąco na nerwy, ale nie usypia. Uwielbiam go wąchać i mam go zawsze w zapasie. Używam go także do mydła glicerynowego do higieny intymnej.
Drugim jest olejek cedrowy. Nie lubią go owady. Oczyszcza atmosferę i aurę. Wspomaga leczenie bólu stawów i mięśni. Także można używać go w pielęgnacji skóry. Przez zawartość tujonu (terpenowy związek chemiczny) nie może być stosowany wewnętrznie przez ciężarne.

Olejki miętowy i eukaliptusowy to dwaj bracia, których także często używam. Ostatnio miętowy dodaję do olejku do masażu brzucha (działa przeciwświądowo). Obydwa lubię w ... cukierkach. Bardzo! Aż był moment, że obawiałam się, że jestem od nich uzależniona :)

Niedawno poznanym, choć o jego istnieniu wiedziałam, jest olejek geraniowy. Sięgnęłam po niego przez wzgląd na poszukiwania wzmocnienia moich niektórych czakr, a ten dość silnie związany jest z czakrą serca. Uspokaja, ale nie usypia. Koi napięcia i otwiera.

Olejków można używać do dezynfekcji. Przy namaczaniu pieluch tetrowych czy też wielorazowych podpasek.

Zapachy to także kadzidła. Od paru lat używam tych samych.
Lubię, najczęściej kiedy jestem sama w domu, bo nie każdy przepada. Kadzidła wprowadzają szczególną atmosferę, oczyszczają ze złej, zatęchłej energii.  Czasem używam ich w trakcie jogi, czasem po prostu kiedy czytam czy piszę lub maluję.
Mam swoje sprawdzone marki; nie są tanie, ale też nie drenują portfela aż tak bardzo, żeby nie pozwolić sobie na ich zakup co jakiś czas.



To wszystko odbywa się w pomieszczeniach zamkniętych. Jednak nie ma nic wspanialszego ponad zapachy natury na świeżym powietrzu. Olejki eteryczne z drzew iglastych czy też  rozgrzanych muraw z macierzanką, albo  ciepły, kumarynowy zapach nostrzyka na łące!
Ale, na te wrażenia trzeba nam jeszcze poczekać ;)











12 lutego 2020

Zwierzę

A jakie jest Twoje Zwierzę Mocy? 



...bo moim jest między innymi Koń.
Między innymi, bo nie tylko on. Jest i Wilk. Jest Krowa, jest Kot i jest też Pająk, Łoś.

Wiele można znaleźć w internecie na temat Zwierząt Mocy. Książek już może mniej, przynajmniej w naszym kraju, gdzie czerpanie z dawnej wiedzy, w otoczce tajemnicy i ekscytujących emocji bywa niekiedy trudne. Jeśli jednak poszukamy- znajdziemy.

Czym są Zwierzęta Mocy?
To nasi duchowi przewodnicy. Możemy spotykać je w snach, ale i na jawie.
Kontaktują się z nami, żeby wspomóc nas w codziennym życiu, natchnąć do zmian, pokazać inną stronę danej sytuacji.

Dawniej, kiedy ludzie mieli silny związek z Naturą, całkiem normalne było traktowanie zwierząt i roślin jak swoich braci, istoty współodczuwające.
Byliśmy od nich często zależni.
Polowaliśmy na nie, baliśmy się ich, obserwowaliśmy dla własnych korzyści. Było jednak uczucie współtrwania, wiedzieliśmy, że żyjemy w tym samym świecie, że należymy do siebie.
Szacunek był wpisany w tę koegzystencję.

Niestety wraz z rozwojem ludzkości, nastąpiło uprzedmiotowienie Przyrody, Zwierząt i Roślin. Człowiek oderwał się, mianując samowystarczalnym bytem, panem Ziemi.
Zapomnieliśmy o łączących na z Matką Ziemią więzach, a tym samym odcięliśmy od jej mocy. Także od siły, która mogą nam dać zwierzęcy przewodnicy.

Napawa optymizmem budzenie się wielu z nas z tego koszmarnego snu, jakim jest cywilizacja oparta na wyzysku słabszych; na plądrowaniu i niszczeniu, na kulcie pieniądza.
Droga długa, być może niepewna w skutkach, ale warto nią iść. Przynajmniej ja tak uważam.
Mamy wtedy lżejsze życie, obarczone mniejszym ciężarem przewinień wobec innych.

Jak znajdujemy własne Zwierzę Mocy?
W bardzo prosty sposób. To zwierzę, które jest naszym ulubionym, gdy często pojawia się w naszej przestrzeni choć początkowo nie jesteśmy z tego zadowoleni, albo wcale się tego nie spodziewamy. Czasem wypadki losowe stykają nas z określonym gatunkiem.


Czasem spotykamy je w snach.


Możemy też sami poszukiwać Zwierzęcia udając się w poszukiwaniu wizji.

Warto mieć z nimi kontakt. Pomagają nam one chronić naszą energię życiową, ostrzegają, pomagają zmieniać życie. 

Oczywiście można ten temat potraktować żartobliwie, uśmiechnąć się i skomentować, że to kolejna nowomoda...

Cóż. A czymże były rytuały Indian Północnoamerykańskich, kult zwierząt w innych zakątkach Ziemi?
Nic nie stoi na przeszkodzie by temat stał się nam bliski, bo to otwiera nas na nową jakość. Uwrażliwia, a tym samym daje moc. Moc, której nam tak potrzeba we współczesnym, zepsutym przez cywilizację ludzką świecie.

Aby zgłębić temat warto sięgnąć po literaturę.
Polecam książkę Jeane Ruland " Siła zwierząt". Autorka jest wykwalifikowanym doradcą życiowym z szamańskim i duchowym doświadczeniem.



Z polskich źródeł ciekawą pozycją jest "Przebudzenie lisicy" Dory Rosłońskiej. 
Autorka bazuje na Zwierzętach Mocy i opisuje swoją wędrówkę, w trakcie której czerpie natchnienie, emocje, radość i przemyślenia. Traktuje to jako podróż siebie- ale i Czytelnika wgłąb siebie.
Ku światłu, które każdy z nas ma, a nie każdy chce lub boi się odkryć. 

Mniej tu wskazówek jak pracować ze Zwierzętami Mocy, bo nie o to tu chodzi.
Więcej łatwo snującej się rozmowy z Tobą i Istotach, które mimo, że traktowane są przez nas - ludzi- okrutnie i bezwzględnie, chcą nam pomóc w dotarciu do własnego , lepszego Ja. 




5 lutego 2020

Utulenie


Wiele mam teraz myśli w głowie- tych, które są uporządkowane i tych, które czekają na ustawienie w rządku. Nie obsztorcowane, tylko wygładzone po główce i ukochane. Część nadal się kłębi; nieco chaotyczne, ale połączone głównym wątkiem jak lepkim spoiwem. 
Będzie dobrze i wszystko się ułoży w jasną całość. 

Co mnie uspokaja?
Dbanie o siebie.
Musiałam.
Wszystko wołało we mnie- przytul mnie, ukochaj!
I nie znaczy to, że miłości i empatii wkoło mi brak. Mam kochających małych i dużych i dają mi to odczuć. Z miłością do siebie bywa różnie. A jak spychamy ją głęboko, zapadając w masę czynności zastępczych- w końcu nie mamy czasu na zajęcie się sobą.

Kocham siebie tworząc między innymi przyjazną sobie przestrzeń. 
Nawet jeśli to będzie skrawek pokoju- biurko, fotel z lampą, gdzie czytamy ulubione książki.
Mnie potrzeba zapachów.


Dlatego od dłuższego czasu palę sporo kadzideł. Nie idę w ilość, ale jakość.
Uwielbiam te wonie, nastrajają mnie pozytywnie i sprawiają, że czuje się uziemiona, spokojna.

Mieć czas dla siebie. Na zaopiekowanie się, na zajrzenie w siebie, bez oceniania; bycie tu i teraz ze sobą. 
Na posmakowanie.
Nie ma to jak miód z własnej pasieki i chlebek życia (przepis u Agnieszki Maciąg: jest tutaj ).




Do pełni szczęścia, zwłaszcza, że walczę o odzyskanie witalności ciała, które odchorowuje lata zaniedbań, mam jeszcze jogę.
W miarę możliwości ćwiczę sama, ale niestety nie zawsze udaje się odizolować i móc w pełni skorzystać z jej dobrodziejstwa w domu. Zawsze coś mnie może rozproszyć, porwać na bok.
Dlatego wychodzę na zajęcia z domu.
Bardzo dobrze mi to robi i póki będę mogła, zamierzam cieszyć się jej mocą. 


Rysowała Absorberka